Powiatowe
Starostwo ma nakazać Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot zaprzestanie
pomawiania Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku - pismo
o takiej treści wysłali leśnicy do nadzorujących z urzędu organizacje
pozarządowe samorządowców na początku lutego.
Pomówieniem miały
być zastrzeżenia do pracy dyrekcji zarządzającej lasami Podlaskiego i
części Warmińsko-Mazurskiego, które przyczyniły się do zawieszenia w
sierpniu ubiegłego roku certyfikatu FSC. To międzynarodowy dokument
potwierdzający, że leśnicy prowadzą na swoim terenie wzorcową,
ekologiczna gospodarkę. Bez niego w Europie, wrażliwej na tym punkcie,
trudno znaleźć nabywców na drewno.
-
Tylko go zawieszono. Z powodu jakiś błahostek. Zresztą już się od tej
decyzji odwołaliśmy - mówił wówczas Marek Taradejna, rzecznik
regionalnej dyrekcji. Jego zdaniem nieporozumienia z firmą
certyfikującą brały się z odmiennego rozumienia polskiego prawa. Według
nieoficjalnych informacji, do których dotarła wówczas "Gazeta"
certyfikat odebrano głównie z powodu gospodarowania w Puszczy
Białowieskiej. Najwięcej zastrzeżeń audytorów budził ponoć sposób
zarządzania rezerwatami przyrody. Tym, że nikt nie ocenia wpływu na
środowisko prac tam prowadzonych, same prace nie są wbrew przepisom
konsultowane z organizacjami pozarządowymi i jest ich, w szczególności
wycinek, po prostu zbyt wiele.
Z pisma przesłanego samorządowcom
w lutym wynika, że zdaniem leśników ekolodzy okłamali firmę nadającą
certyfikaty. W piśmie tym pojawia się też aspekt ekonomiczny - dyrekcja
przyznaje, że bez certyfikatu gorzej zarabia, na czym jej zdaniem,
traci Skarb Państwa. Dokument podpisał osobiście szef regionalnej
dyrekcji Piotr Zbrożek.
- Chodzi nam o to, że ekolodzy
posługiwali się przekłamaniami i informacjami nie do końca prawdziwymi
- uzasadnia wysłanie pisma z wnioskiem o zdyscyplinowanie Pracowni
Marek Taradejna.
Owe pomówienia miały dotyczyć kilku kwestii.
M.in. tego, że prokuratura wbrew opinii przyrodników nie dopatrzyła się
przestępstwa w ubiegłorocznej wycince trzech klonów na terenie
nadleśnictwa Hajnówka. Zdaniem leśników nie miały one stu lat, więc
można było je usunąć. Z ekspertyz trzech niezależnych naukowców
wynikało zaś, że drzewa liczyły między 140 a 180 lat. Kolejnym dowodem
pomówień ekologów ma być kwestia niewyznaczenia przez Lasy rewirów
dzięcioła trójpalczastego. Zdaniem dyrekcji polskie prawo nie nakłada
na nich takiego obowiązku. Leśnicy w piśmie do samorządowców
udowadniają też, że w rezerwacie Szafera przy drodze do Białowieży nie
wycięli w zeszłym roku prawie dwóch tysięcy metrów sześciennych świerka
jak utrzymują ekolodzy, a jedynie nieco ponad tysiąc.
- Nawet
gdyby Lasy Państwowe miały rację w tych czterech punktach, to w związku
z certyfikatem FSC postawiliśmy im kilkanaście zarzutów, w większości
znacznie poważniejszego kalibru - komentuje Adam Bohdan z Pracowni.
Podkreśla, że również w tych czterech kwestiach leśnicy nie mają racji.
Bo po interwencji prokuratury okręgowej, prokuratura hajnowska sprawę
klonów wzięła pod lupę raz jeszcze i postępowanie wciąż trwa. Co do
dzięcioła, to polskie prawo rzeczywiście nie wymaga wyznaczania
rewirów, ale reguły nadawania certyfikatu FSC owszem. Odpiera również
zarzut o zawyżenie wycinek.
Na pytanie o to, co chcą osiągnąć
Lasy swoją skargą, rzecznik Taradejna odsyła tylko do ustawy o
stowarzyszeniach. A z niej wynika, że samorząd może nawet rozwiązać
organizację pozarządową. Pod warunkiem, że stwierdzi jej nieprawidłowe
działanie. Na razie jedynym efektem skargi leśników jest rozpoczęta w
Pracowni kontrola. Tak naprawdę jednak leśnikom chodzi
najprawdopodobniej o coś zupełnie innego.
- Dokument został
zawieszony zgodnie z protestem organizacji pozarządowych, które są w
certyfikacji FSC stroną zainteresowaną. I dopóki nie wycofają swoich
zarzutów, nie możemy go odwiesić - mówi Adam Sarnaszek, dyrektor
certyfikacji SGS Polska - firmy, która w Polsce nadaje i weryfikuje
certyfikaty FSC.
Podkreśla, że jego firma jest w tej sprawie
całkowicie bezstronna i nie może podjąć żadnych działań modyfikujących
czyjekolwiek stanowisko. Dyrektor Sarnaszek chce jednak doprowadzić do
spotkania obu stron.
- Powinni zacząć ze sobą rozmawiać i
wyjaśniać sporne kwestie. SGS oczekuje na wyniki tych ustaleń - bez
tego nie możemy odwiesić certyfikatu - stwierdza.
Ale ekolodzy
się ze swoich zarzutów wycofać nie zamierzają. Zaś pismo skierowane
przez leśników traktują jako próbę ograniczania prawa do działalności.
-
Nie po to obaliliśmy komunizm i wchodzimy do Unii Europejskiej, żeby
teraz państwowe firmy wprowadzały bolszewickie metody tylnimi drzwiami
- mówi wzburzony Janusz Korbel, członek rady naukowej Białowieskiego
Parku Narodowego, jeden z współtwórców Pracowni.
Jego zdaniem
żądania regionalnej dyrekcji to barbarzyństwo i próba wyeliminowania
niezależnej kontroli i nadzoru sektora pozarządowego nad
funkcjonowaniem Lasów Państwowych.
- To nie jest niczyj prywatny
folwark. Takie miejsca jak Puszcza Białowieska to dziedzictwo nie tylko
Polski, ale całego świata - podkreśla Janusz Korbel.