Antologia Poezji Białowieskiej



 

 
 

 
 

Zbigniew Nasiadko - Białowieski Bór

  
 ŻUBRY Z BIAŁOWIEŻY

Niechaj każdy mi uwierzy:
nie ma wieży w Białowieży,
ani prostej, ani krzywej,
ni żelaznej, ni też żywej.
Z żubrów znana Białowieża,
zwierz wszak lepszy niźli wieża.
Rzec by można, że przeważnie,
o nich mówi się poważnie.
Wszak to żubry ociężałe
w marszu bardzo są wytrwałe,
ciężkie futra na swym grzbiecie
wożąc niby żółw w karecie.
Gdyś odważny, bardzo rzadko,
ujrzeć możesz żubrze stadko,
które dróżką tam już zmierza
gdzie wciąż leży Białowieża. 
 
Maksim Tank

DĄB JAGIEŁŁY

Pisali w gazetach:
Białowieski dąb Jagiełły
Nocą nawałniczą
Zakończył swój żywot
Szkoda, że nie byłem
Na jego pogrzebie,
Nie słyszałem mów pożegnalnych
Dzięciołów,
Co go tyle lat leczyły,
Żubrów,
Co na nim ostrzyły swe rogi,
Dzików,
Co się jego żołędziami łakomiły,
Bocianów,
Które on lulał w swych ramionach,
Szlochu ciężarówek,
Które go wiozły
Do tartaku.

Ja, homo politicus,
Prosiłem go niegdyś,
By się podzielił wspomnieniem
O wiekach, co przeszły,
I wydarzeniach.
Pewno zapomniał stary.
I teraz mu będą różni historycy
Wymawiać fakty urojone.
A on się troszczył by dookoła
Prawdy rosły żołędzie.

                            
(Przekład: Piotr Stefanowicz)
 
Ks. Paweł Heinsch

BIAŁOWIEŻA

w półmroku puszczy
życie się skrada
krąży w jagodach
brzęczy w owadach
pnie się ku niebu
świerkiem i iwą
zieleni Boga
pełnią prawdziwą

puszczę zdławić
to się narazić
na jego święte
gniew i nienawiść

tam mchem porosły
olbrzymi leży
stary dąb Króla
pod nim czas mierząc
przed wielką sprawą
przed bitwą straszną
w szumie łagodnym
spokojnie zasnął

stańmy zdumieni
na krótką chwilę:
chmurzy się żubrem
przemyka wilkiem
czai się lisem
w chaszcze zapada
dzikiem cietrzewiem
o prawem stada
szczelnie wrośnięte
krzepko wplątane
w ił pleśń pień uschły
zmierzch i poranek

jeszcze wejdziemy
w samo podłoże
skąd się chwyciły
korzeń za korzeń
konar za konar
w walce szalonej
o prześwit
o to życie zielone

jeszcze złączymy
tropy pokoleń
wiązadłem z łyka
polan zakolem
sklecimy w szałas
wkopiemy w wykrot
aby nam z jęku
słowo wynikło

miękkim powiewem
po smutnych wiekach
tu przenikało
szczęście człowieka
tu przychodzimy
oddychać mocą
stąd się ten nowy
pochód rozpoczął
na ogniu smolnym
połcie mięsiwa
miód barci dzikich
kloce tworzywa
na palisady
obronnych wałów
piasty do wozów
chaty i ule...

tutaj powrócić
aby pozostać
być znowu sobą
a zatem królem
pod tamtym dębem
w gęstym bezdrożu
wejść w leśną postać

nie zgubić ścieżki
po raz już któryś
jak się to potem
tylekroć stało
by się nie odstać

Białowieża – Jeruzal, 7-17 VIII 1978 r.
 
 
Tadeusz Soroczyński

WIDOKÓWKA Z BIAŁOWIEŻY

Moja miła
już kończę pisanie:
będzie padać zanosi się deszczem
burza krąży nad puszczą jastrzębiem
ale tutaj mogę suchą stopą
przejść polanę jak morze zielone
i nie zginąć w trawach
śpij spokojnie
w Białowieży powiadają
że groźniejsze od żubrów i burzy
są komary

22.6.77 – V Plener Poetycki


Tadeusz Soroczyński

ZAPIS PUSZCZY

                    Harremu Dudzie

Nie słyszę tu wysokiego śpiewu piły
ani uderzeń toporów
jest zieleń gęsta od nadmiaru liści
uporczywe wspinanie do światła

to jest bracie puszcza
prawdziwa białowieska
z żubrami i stadami turystów
którzy do bartnych sosen
dębów królewskich co to od wieków
zakorzenione w szumie
ciągną jak do wodopoju
ech bracie to już nie zabawa
w podchody harcerzyków – przez zarośla
trzęsawiska pułapki łąkową muzykę
to nie zabawa w filozoficzne dywagacje
o cywilizacji wieku kosmicznego
trzy razy krok od barykady z pni wracaliśmy jednak
pokonani

co ty wiesz co ja wiem o puszczy
zielonej wieży babel


Stanisław Grochowiak

ANTYFONA

Białowieżo Niebieska
Trawo Łąk Pustkowych
Strzelnico Mądrości
We właściwy cel
Ocal dolę człowieczą
Nie wyganiaj nas ze zwierząt
Rzuć nam garstkę głogu
Na biel

Nie potępiaj kłamców
Prostuj ich o leszczynę
Strugą leśną nam obmyj
Zbyt skwapliwą potwarz
Białowieżo Niebieska
Rudy dębów rudyment
Nawet ślepcom upartym
Pokaż

Świerszczyno na tronie
Polano podwodna
Gdzie włosy rozpuszcza bujna zielenica
Gdzie nad jej gąszczem krąży żółtobrzeżek
I świeci cienko słońce w zaćmieniu

Miej nas na względzie.


Grzegorz Lewkowicz

(Limeryk polityczny)

ŻUBR Z BIAŁOWIEŻY

Żubr z Białowieży, w żubrówce leży,
a zło się szerzy, aż włos się jeży...
Przekonał Włodzimierza,
co obok w puszczy leżał...
- by z Białowieży, znowu uderzył!
 
Jan Jerzy Karpiński

PUSZCZA

Czy widziałeś te sosny tak dumnie wyniosłe,
I świerki niebotyczne, i dęby, porosłe
Mchem brodatym od podstaw aż hen pod sklepienie,
Stare lipy – olbrzymy, co są jak marzenie?...

Czy widziałeś jak zwartą gromadą od ziemi
Młodzieży bujnej legion pnie się za staremi?...
A czyś wiosną podsłuchał tam cudną pieśń głuszca?...
Nie?.. Idź, usłysz i obacz – poznasz, że to puszcza.


Jan Jerzy Karpiński


WSCHÓD SŁOŃCA W PUSZCZY

Zarumieniony w poranku jesiennego chłodzie,
Pierwszy promień wystrzelił do góry na wschodzie,
Przebił z trudem zaporę rozlanej mgławicy
I dzień wieścić biegł w knieje lotem błyskawicy.

Majestatyczny, wielki stał pośród polany
W brzasku słońca Król Puszczy, jakby zadumany,
Ocknął się, potrząsł brodą, rozpalił źrenice
O przed bóstwem dnia schylił rogów półksiężyce.


Jan Jerzy Karpiński

OBŁAWA IDZIE

Zalęknione, nieufne, szeleszcząc po śniegu,
Przeszły sarny gromadką w szybkim, lekkim biegu,
Niezmącona znów cisza... W całej kniei głucho...
Cyt!... Szmer inny, - stłumiony ułowiło ucho.

W takt ciężkiego galopu, kołysząc cielskami,
Ciągną w dali dwa wilki. Miga między pniami
Sylwetka groźnej pary, łeb tuż przy ogonie,
Znika... znowu miga, - wreszcie w gąszczach tonie.


Jan Jerzy Karpiński

KONWALIE

W ustroniu zacisznym, śród grabów, leszczyny,
I świerków kępiastych, wysmukłej brzeziny
W balsamicznym zapachu poranku skąpana,
Jakby śniegiem pokryta, bieli się polana.

Morze, morze konwalii w dzwoneczków biel strojone!
Wiatr poruszył gałązki, wpadł w gąszcze spokojne,
Podchwycił hejnał puszczy, niosąc go w dal światu,
A z polany wionęło falą aromatu.


Jan Jerzy Karpiński

SAMOTNIK

Szmer w kępie nie ustawał. Z pośród gąszczów łona
Ostrożnie wysunęła się plama czerwona,
Majaczyła tak długo na tle kęp osiny,
aż wreszcie znikła zwolna, sama, bez przyczyny.

Kos szeleścił po liściach, wciąż lustrując krzaki;
Spłoszony – nagle wzleciał, a podniósł wrzask taki,
Że, zdało się, osiki z przestrachu zadrżały: -
Z za krzaków kroczył wolno rogacz okazały.


Jan Jerzy Karpiński

OBŁAWA

Szło echo po lesie, a sosny i dęby
Coraz dalej je niosły w gęstwiny, w poręby.
Las szumiał i szumiał... Trąbka hen zagrała
Akord gonu swym dźwiękiem skłóciła, zmieszała.

Już go pędzą na oko. Tętent leci głuchy,
Wystraszony kot wypadł, przysiadł, podniósł słuchy, -
Za nim łeb się wychylił, widać kudły, grzywy, -
Padł strzał, niedźwiedź ryknął – i runął nieżywy.


Jan Jerzy Karpiński

KSIĄŻĘ PUSZCZY

Noc jasna, - w konarach sosen płyną szmery
Cichutkie, cichuteńkie, jak polot chimery,
Czasem szyszka w mech spadnie z wyniosłej smreka głowy,
Lub ponure się ozwie gdzieś wołanie sowy.

Sza!... Trzasnęła gałązka, błysło oczu dwoje...
Ryś, rabuś – wieczny tułacz wyszedł na rozboje.
Przystaje niespokojny, coś wietrzy... wnet zbacza.
Ruszył chyłkiem za tropem starego rogacza.


Jan Jerzy Karpiński

CZARODZIEJE

Jak na wielki dzień święta pani Zimy-wróżki
Las stroiły noc całą skrzętnie leśne duszki,
Każdą gałąź, badylki, krzewinki borowe
Oplatały w koronki ze szronu puchowe.

Las przybrał fantastyczne kształty i wymiary,
W baśń zmieniły go cudną leśnych duszków czary.
Mróz-artysta pomagał, też nie szczędził trudu,
W noc jedną, o zaiste! dokonali cudu.


Kira Waszkiewicz-Hakuba

BIAŁOWIEŻA – MOJA MIŁOŚĆ

Tyle lat minęło od dzieciństwa mego,
a ja wciąż kocham te lasy zielone,
te łąki pachnące wiosną, latem i jesienią.
Pola pełne zbóż,
żyto, pszenica i owies
równiutko w zagonach rosnące.
Maki, chabry i kąkole,
wszystko było cudowne i lśniące.
Rzeka Narewka płynęła i płynie
przez lasy i łąki.
Dziś jest smutna i cicha.
Dzieci się nie kąpią, kwiaty nie rosną.
Fale uciekły wraz z jej regulacją.
Cywilizacja czy natura?
Prawosławny czy katolik,
baptysta, adwentysta,
wszyscy byli równi,
biedny czy bogaty,
mieli te same duchowe puszczańskie szaty.
Brat czy swat,
był to zawsze białowieski chwat.
Bajko, Buszko, Dackiewicz,
Kozak, Kułak, Lickiewicz,
Sac, Szpakowicz, Waszkiewicz, Wołkowycki,
wszyscy ssali mleko z tej puszczańskiej cycki.
 
Franciszek Kobryńczuk

SKRZAT KRÓLEWSKI

Kto ja jestem?
Skrzat królewski,
bardzo stary skrzat.
Mieszkam w Puszczy Białowieskiej
od tysiąca lat.
Siedzę sobie na patyku,
zasłuchany w szmer strumyków,
które w ciszy pluszczą.
Żyję w echu i zapachu,
w baśniach tych, gdzie we mnie wierzą.
W nieustannym brzęku muszek
witam słońca wschód i zachód
hen, nad Białowieżą.
Latam z wiatrem ponad puszczą,
opiekuńczy skrzaci duszek
wszystkich drzew i zwierząt.


Franciszek Kobryńczuk

BIAŁOWIESKI BÓR

Szumi dębów chór
basem starych konarów i pni.
Białowieski bór
szumi stare legendy i baśnie.
Od pradawnych lat
bije serce w nim,
chociaż słońca ślad
w mrokach gubi się wcześnie
i gaśnie.

Szumi dębów chór
tłumem koron spiętrzonych jak dym.
Stoi w mroku żubr,
białowieskich ostępów gospodarz.
Czuje władczą moc,
gdy w królestwie tym,
w księżycową noc,
tętni życiem ogromna
przyroda.
 
 


Franciszek Kobryńczuk

W PUSZCZY

Poranny blask ogarnął
wyniosłość starych sosen
i dębów pni mocarność,
i ruń utkaną wrzosem.
Żubr stoi na polanie
milczący jak monument.
Za chwilę na śniadanie
przybędą wielkim tłumem
żubrzątka i żubrzyce,
i starych żubrów stada,
i będą u turzyce
ze smakiem w krąg zjadać.
Już idą. Moc postaci
oświetlił słońca promyk.
Od tylu ciężkich racic
zbutwiałe trzeszczą złomy.
W gąszcz traw zielonoszary
żubrzątka dały nurka.
Na garbach żubrów starych
siadł dzień jak na pagórkach.
Cisza. Wkoło puszcza.
Sierpniowa płynie pora.
Z sosnowych pni się złuszcza
brunatnozłota kora.
Spokojnie szemrzą listki
w tym borze białowieskim,
bo czuwa tu nad wszystkim
bez przerwy skrzat królewski.


Franciszek Kobryńczuk

REZERWAT

- Gdy będziecie w rezerwacie,
to szanować wszystko macie;
nie wycinać, nie zabijać,
nawet jeśli jest to żmija!
- A komary, bąki, muchy,
które grają nam na nerwach?
- Oczywiście, nie zabijać!
Jak rezerwat, to rezerwat!


Franciszek Kobryńczuk

ŻUBR KRÓL

Spotkał w Puszczy żubra świerszcz.
- Wielki z ciebie, żubrze, zwierz!
Jesteś naszym królem, żubrze,
więc ład jakiś w puszczy zróbże!
Każdy przyzna, że gram ładnie.
Czemu sroka zaraz kradnie
każdej piosnki mojej bzyk
i do gniazda niesie w mig?
Spotkał w puszczy żubra szpak
i żałośnie ćwierknął tak:
- Jesteś naszym królem, żubrze,
więc ład jakiś w puszczy zróbże!
Skoro tylko błyśnie świt,
w całym borze słychać zgrzyt.
Bóbr tnie drzewo i tak zgrzyta,
że aż bolą mnie jelita.
Spotkał w puszczy żubra dzik
i od razu podniósł kwik:
- Jesteś naszym królem, żubrze,
więc ład jakiś w puszczy zróbże!
Czemu w liściach, pewien kos,
gwiżdże na mnie i mój los?
Lekceważyć się ośmiela
mnie – starego przyjaciela.
Śpią już świerszczyk, kos i bóbr.
Na polanie stoi żubr.
Spuścił głowę ociężałą;
- Tyle spraw się nazbierało!
Zanim jednak przyjdzie świt,
żubr rozpatrzy każdą z nich
i pomyślnie, i w ogóle...
No, nie na darmo jest tu królem.
 
 


Franciszek Kobryńczuk

ŻUBR

Żubr mieszka w gęstwinie
Puszczy Białowieskiej.
W całym świecie słynie
jako zwierz królewski.
Latem świeżej trawy
naje się do syta.
Nie martwi się także,
gdy zima zawita.
Bo gdy przyjdzie styczeń
na śnieżnej polanie,
dobry pan leśniczy
zostawia śniadanie:
siano, marchew, rzepę,
brukiew i buraki.
Dobry pan leśniczy?
O, i jeszcze jaki!
Żeby tak poza tym
jakiś pan myśliwy
powystrzelał latem
roje much złośliwych,
to by żubr na pewno
wyznać się nie wahał,
że żyje w tej puszczy
jako ten monarcha.


Franciszek Kobryńczuk

DWAJ SIŁACZE

Biegał mróz po polach,
był dziś w złym humorze.
Natknął się na żubra
w białowieskim borze.

Mróz był bardzo silny,
żubr też siłacz znany –
dalej się mocować
na środku polany.

który z nich zwycięży? -
myśli księżyc blady.
Żubr miał więcej siły,
mróz mu nie dał rady.


Franciszek Kobryńczuk

ZIMA

Białe pola!
Biała nocka
białą grzywę jeży.

Białym koniem
biała zima
mknie do Białowieży.

W Białymstoku
białą nocą
białym piórem piszę.

Wiersz ten miał być
także biały,
ale mi nie wyszedł.


Franciszek Kobryńczuk

POŻEGNANIE

Gdy wietrzyk się kłócił
z jesienną szarugą,
ze skrzatem królewskim
rozmawiał żubr długo.

- Gdy zamkną mnie w zoo,
lub w obcy las wpuszczą,
zatęsknię za tobą,
zatęsknię za puszczą.

Skrzat słuchał a łza mu,
jak rosa po listkach,
po zmarszczkach, po brodzie,
spłynęła srebrzysta.

- Gdy byłeś cielątkiem
w tej puszczy szerokiej,
uczyłem cię kochać
jej gąszcze i mroki.
Więc będzie mi smutno,
gdy ciebie nie będzie.
Ja tutaj zostanę
w baśni i legendzie.
Znajdę w starej dziupli
wiewiórczej mieszkanie
i będę cię sławił,
mój królu i panie!


Joanna Myślińska

PUSZCZYK

W czarnym dębie mrocznej puszczy
na poduszce spoczął Puszczyk,
bo zaprosił dziś „na chatę”
tych, co są „puszczykowate”.
Nie oszczędzał przy tym wcale,
by poczuli się wspaniale.
Poszczególni kuzynowie
pohukują więc: „Na zdrowie”.
Dość oszczędne czułe krzyki
wznosi Syczek, ten z Afryki,
a Sóweczka Kaktusowa,
jako prezent, szczurka chowa.
Sowa Śnieżna i Skrzekliwa,
z Płomykówką też przybywa –
dla nich Puchacz w zwojach bluszczu,
wyszukuje cząstki tłuszczu.
I Puszczyka nimi raczy,
zapraszając do swej daczy...
W górze uczta, tłuszczyk, lody,
w dole czeka szczygieł młody,
aby uszczknąć coś z pyszności,
które Puszczyk ma dla gości.
Nie miał szczęścia nasz biedaczek –
puszczyk wszystko dał dla kaczek.
 
Bogdan Karpacki

WIGILJA ŻUBRÓW W PUSZCZY BIAŁOWIESKIEJ

Ściekły z lodowych czap puszczy
ostatnie świty i blaski.
Ostatnia wataha kruków
do gniazd zwaliła się z wrzaskiem.
Dołem szły wilki, jak kondukt
cieni milczących, ponury...
Drży w dziuplach ptaszęca trwoga...
Wiatr szedł świszczący u góry...
Ócz fosforycznym blaskiem
żbik w skoku gdzieś zamigoce...
- W lodowej zastygłej grozie
puszcz białowieskich noce.

Gdzieś, w czarnych trzewiach ostępu
targnęło nagle łomotem.
Tętent ciał słychać olbrzymich –
puszcza powtarza go grzmotem.
Wilki – nad ścierwem jelenia
głuchym modlące się płaczem –
Wpół taktu psalm swój ucięły –
w chaszczach przywarły cichaczem.
Słuchają – coraz to bliżej
tętent nóg słychać gromowy.
Sapanie... Widać ócz błyski
i straszne, kudłate głowy.
To żubry idą – ostatnie
tej kniei królewskie wnuki.
Gąszcz się rozwarła naprzełaj
przed ich zdyszanym pomrukiem.
Potwornych głów, cielsk nawałą
dęby zepchnęły ze swej drogi.
Ściga je echo puszczy,
jak trzask olbrzymiej pożogi.
Ostatnią rozpruły ścianę.
Na szosę wśródleśną wpadły
o tu stanęły bezradnie,
zbitem, zdumionem stadłem.

Czują, że tutaj nie koniec...
Wzdłuż śniegiem zawianej drogi,
Kroczą, głowami chwiejąc,
jak straszne ostępu bogi.
Wiatr z przodu targa im brody,
grzywy rozwiewa ze świstem.
Zadmą w skrwawione ślepia,
osmala cielska barczyste.
Koło przydrożnej kaplicy
gromadą stanęły nagle.
Czują, że trzeba tu czekać...
Po co? – nie wiedzą wcale.
Żubry, wszak dzisiaj wiglija! -
Stadem bezwolnem, zdumionem,
Ostatnie króle tej puszczy,
idziecie Bogu z pokłonem.
Wicher się zaszył pod wydmy.
Seledyn z chmur padł szczerbiny.
Żubry, klękają żubry!..
u stóp drewnianej Dzieciny.
Ze szczęścia ryczą, a potem...
skargą żałosną i bólem,
Że one: - to już ostatnie,
ostatnie puszczy tej króle.
------------
Słyszano aż w Białowieży
ten żubrzy płacz wśród zawiei.
tej nocy nie było łowów
i śmierci nie było w kniei.
                                          ("Echa leśne" - 1931r.)
 
BIAŁOWIESKI KURHAN
Drzewo pochylone
nad kurhanem modli się.
Czas we mgle,
jakby klepsydrze
zabrakło piasku.
Szkielety w konarach dębów
wołają o pamięć i kwiaty
 
 
 
BÓL UMIERAJĄCEGO DRZEWA
Krzyk puszczy rani źrenice.
Jak zaszumieć ma las,
by ocalić choć jedno drzewo?
A śmierć głucha krąży
czarnym cieniem szeroko.
 
DRZEWA MÓWIĄ
Drzewa mówią szeptem,
recytują z pamięci
poemat pisany światłem.
Słucham
i jestem oczarowany.
 

Borys Russko
DRZEWO
Drzewo mówi,
a głos sięga
Drogi Mlecznej.
Drzewo rozumie drzewo.
Aleja gwiazd cała
w parkach żywych.
Niewiele widzą teleskopy,
drzewo widzi rdzeń życia
 
KORA DĘBU I
Kronikę puszczy
dęby piszą na korze.
Żywe hieroglify
czyta się ja Torę.
Blizny na konarach
rozumie ptak.
 
BIAŁOWIESKA PUSZCZA
Jest starością głuchą – przenikliwie widzącą
i młodym głębokim oddechem. Jest milczeniem,
o które rozbija się echo.
Dęby i sosny – najwyżej wysokie.
Zieleń – najprawdziwiej zielona –
do ostatniej miazgi soki przeciska
i każdy pień powalony obsiada,
aż go rozpuści w ciemne smugi.
Cisza – jak miodów gęste, żywicowe plastry –
migocze w cieniach żółtym szmerem słońca.
A pośród ciszy maraton pni,
co z cierpliwością odwieczną
ścigają się śmiertelnym saltem.
 
 
MIEJSCE PAMIĘCI BIAŁOWIESKIEJ
Miejsce bez nazwy – w rozwidleniu traktów.
Zgłoski na płycie twarde, kanciaste.
Z przeszłości słychać ciężkie kroki,
wraży jazgot i śmiech esesmański.
Widzę ludzi kąsanych kolczastym drutem,
ich twarze w kredowym powietrzu białe.
Dalej groby: rosochate, pokręcone krzyże
w ogrodzeniu z wyblakłych gałęzi.
Pamięta człowiek i pamięta Puszcza
- bo tych ran nie zabliźnia zielonym
zapomnieniem, choć w dymach mchu
i w płomykach kwiatów nawet dęby najszersze,
najwyższe sosny giną.
W kaplicy lasu – ostatni ślad na Ziemi.
Wilgoć. Półmrok. Chóry aniołów ptasich:
requiem wschodów i zachodów słońca.

4.7.77
 
 
SPOTKANIE Z ŻUBREM
Kopuła cienia. Wysoko – świergot ptaków.
Niżej – śmierć, cisza, wilgotna czerń zapachu.
Mszar. Ruiny drzew: stępione drzazgi,
obłe gałęzie, wykroty, mszyste łuby, próchno.
Smoła wody lśni w dalekim słońcu. Puszcza.
W prześwitach pni plama: garb kurhanu? pagór?
Skurcz serca – garb drgnął. Grzywiasty, zbrylony
taran mięśni: żubr-samotnik. Widzę przeszłość:
żelazne włócznie, psy, kusze, topory;
kopne śniegi, konie, lisie kity czapek...
I oto stoimy w rezonansie zmysłów:
on – czujny pamięcią przodków, ja – wiedzą.
Na szalach dystansu chwiejna równowaga:
on – lawina siły, ja – nieważki pyłek.

22.6.77
 
 
MOJA PUSZCZO ZIELONA
Z głębi Ziemi twój szum spływa psalmem w dal.
Sponad mgieł słońca blask pojednania nam niesie,
Jako ongiś chleb-sól prasłowiański twój Graal,
Mój zielony kościele, białowieski mój lesie!
Wiek sędziwy twych drzew, dębów, sosen i brzóz
Synom Ziemi tej jest źródłem duszy uniesień.
Tyś prosfora i znicz, tyś najświętsza wśród puszcz,
Moja cerkwi zielona, białowieski mój lesie!
W tobie Allah Akbar! Czołem bije ci Wschód,
Gdy półksiężyc jak herb noc nad tobą zawiesi...
Gdy okadzą cię mgły, każdy spełnia się cud:
Tyś meczetem zielonym, białowieski mój lesie!
Tobie żubr, tobie łoś, tobie jeleń i ryś
Swój weselny gra hymn, gdy ty stroisz się w jesień.
Tyś ich dom, tyś ich byt od prawieka do dziś,
Mateczniku zielony, białowieski mój lesie!
Mknę do ciebie jak ptak, który szuka swych piór
Uniesionych przez czas na Poniemnie, Polesie...
Lecę szukać ich tu, między olsy i bór,
Moja puszczo zielona, białowieski mój lesie!
 
BIAŁOWIEŻA
Wysoko, wysoko potężne konary
królują i dumnie się patrzą w błękity.
Pomiędzy splotami korzeni ukryty
zataił się skarb przecudowny –
prastary...
I wiatru poszumy, gałęzi szemranie
drzew wiecznych poszepty i tchnienie tej ziemi
- to wszystko, co w Puszczy na jawie
śni, drzemie,
przedwieczne wspomina, życiowe zaranie.
Potworne wywroty jak skręty wężowe
nad ziemią wystają – umarłe spróchniałe.
Przytulam się do nich – podnoszę
wzwyż głowę:
... na trupach zastępy młodzieży
powstały.
Tu wszystko tak zdrowe, tak wieczne
i nowe,
że ciała nie czuje duch czysty i biały!
 
 
Białowieski Bór
 
                                     Panu Dariuszowi F.
                                                                         i całej wspaniałej „Hałastrze” – Żemerwie
 
Jest świątynia
zielone dzwonnice pod niebo
kościół
gdzie modlę się wytrwale
sobór
cerkiew
gdzie w Boga Ojca wierzę
w słońcu
Białowieski Bór
sosny
dęby
lipy
o świcie
na Jutrznię ptaków chorał
od ziemi porośl moda
życie wieczne
ziele bujne
zielone
a nadzieja moja nie zginie
 
 
 

 

Copyright © 2008 - Encyklopedia Puszczy Białowieskiej, webmaster Stanisław Matlak