Do roku 2009 sosna znana tylko ze zdjęcia – jak się domyślamy – autorstwa profesora Karpińskiego lub bliskiego jego współpracownika, wykonanego pod koniec lat 20-tych lub na pocz. 30-tych XX w., a rosnąca gdzieś – i właśnie nie za bardzo było wiadomo gdzie – w rezerwacie ścisłym Białowieskiego Parku Narodowego.
Ale ja się nagłowiłem - siedząc wieczorami nad mapą Puszczy, przy kwasie chlebowym w "Zajeździe na Stawami" w Białowieży - gdzie też może rosnąć to drzewo, ewentualnie martwe stać lub leżeć na leśnym posłaniu. Szanse na jego odnalezienie wydawały się niewielkie, i choć kwas chlebowy – nie powiem – pobudzał szare komórki do myślenia to jednak na tym ziemskim padole nie wszystko tak ad hoc może być przez umysł ludzki zgłębione, nie każda zagadka rozwiązana, a sprawa tej sosny stanowiła najwyraźniej dla niego, tzn. mojego pomyślunku, po mimo stymulacji kwasem chlebowym, ciężkich orzech do zgryzienia.
W pierwszej chwili typowałem oddział 284 – jak ten, w którym ewentualnie mogła rosnąc sosna ze zdjęcia profesora, ale w trakcie dokładniej penetracji tego oddziału nie udało mi się natrafić na drzewo , które posiadałoby choćby jedną z cech wyglądu charakterystyczną dla drzewa ze zdjęcia.
Ostatecznie ręką machnąłem i na odnalezieniu drzewa krzyżyk postawiłem. No trudno! – kolejna z białowieskich drzewnych zagadek nie zostanie rozwiązana! Oczywiście picia kwasu chlebowego w „Zajeździe nad Stawami” nie zarzuciłem – bo to napój szlachetny i smaczny, a i uczucie przyjemnej fermentacji w brzuszku wywołuje, czemu burczenie równie przyjemnie nawet dla niewyrobionego muzycznie ucha, towarzyszy!
Ale pewnego czerwcowego dnia 2009 roku wybrałem się ponownie do rezerwatu ścisłego na poszukiwanie grubych drzewek – naturalnie moich głównych ulubieńców, dębów. O sosence ze zdjęcia zupełnie nie myślałem, a zdaję się, że tego dnia zupełnie o niej zapomniałem. Od rana nastrój miałem dobry, liczyłem na jakieś fajowe nowe dębczaki. I tu moje nadziej nie okazały się płonne, bo sporo i tych o obwodzie pnia ponad 5- metrowym udało mi się znaleźć .
Zdjęcie sosny wykonane w latach 20-tych lub 30-tych XXw. |
Po spenetrowania w tej części Parku całego grądu o bór sosnowy obok rosnący postanowiłem zahaczy. Bardzo fajny to był borek – sosenki miłe dla oczka w nim górowały, ale żadnej o znaczniejszych rozmiarach nie udało mi się tam znaleźć, ale tuż obok był fragment lasu, z którego bór stopniowo się wycofywał. Wkroczyłem do niego i tu, jak się okazało, miałem nosa, bo od razu natknąłem się na potężną, martwą, pozbawiona w dużym stopniu kory sosnę. W pierwszej chwili właśnie jej rozmiary przykuły moją uwagę, ale zaraz potem ukształtowanie podstawy pnia i rozmieszczenie na nim guzów zaintrygowały mnie o wiele bardziej. Zacząłem te sosnowe znaki szczególne konfrontować z tymi, które zapamiętałem ze zdjęcia Karpińskiego, i stopniowo dochodziłem do wniosku, że to może być ta sama sosna. Bo naprawdę wiele na to wskazywało: i podstawa pnia, która mała bardzo specyficzny wygląd wcale nieczęsto spotykany u sosen i sporych rozmiarów guz umieszczony, jak patrzy się od południa, na środku pnia sosny na wysokości ok. 1 metra i mały guzik umieszczony na wschodniej części pnia, ale widoczny także z profilu od południa. „Wypisz , wymaluj sosna ze zdjęcia” – pomyślałem!
Tym co mi do końca nie pasowało w wyglądzie drzewa to odległość na pniu drzewa między dwoma guzami mniejsza niż u sosny na zdjęciu. Przez chwilę zastanawiałem się, jak można racjonalny wyjaśnić tą różnice. Choć nie znam natury narośli, guziaków i inny podobny zdobiący pnie drzew tworów to jednak doszedłem do wniosku, że w tym przypadku możemy mieć do czynienia z sytuacją, że tego typu twory mogą rosnąc znacznie szybciej niż zwiększa się średnica pnia drzewa – jeżeli faktycznie tak jest (a jest to tylko domysł), to po tych ok. 60 latach guziaki na sośnie mogły się do siebie znacznie zbliżyć i to by wyjaśniało zmniejszenie się odległości miedzy nimi.
Zdjęcie wykonane przez mnie w 2009r. |
Kolejną rzeczą, która w pierwszej chwili wzbudziła moje wątpliwości była druga sosna stojąca zaraz za nią (na zdjęciu zupełnie jej nie widać). Wydawało się, że takie wzajemne ustawienie obu drzew wyklucza to, aby odnaleziona guzowata sosna była tą ze zdjęcia, ale po chwili, kiedy odpowiednio ustawiłem się w stosunku do drzewa – od tej strony z dużym guzem, drugie z drzew całkowicie chowało się za nim. A właśnie, jak się wydaje, z tej strony zostało zrobione zdjęcie Karpińskiego.
Niestety drzewo jest martwe, ale wydaje się, że uschło stosunkowo niedawno , bo pewnie w latach 90-tych XX wieku, a więc ponad 60 latach od wykonania pierwszego zdjęcia. Sosna ma bardzo ładną kolumnę pnia i symetryczną, pełną gracji, choć pozbawiona z oczywistych względów igieł, koronę.
Po powrocie do domu odnalazłem także informację o tej sośnie w książce wydanej pod red. prof. Falińskiego „Park Narodowy w Puszczy Białowieskiej” i to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że to musi być sosna ze zdjęcia. Profesor Faliński podaje, pewnie za Karpińskim, że obwód pnia sosny wynosił ok. 320 cm. Dziś w dużym stopniu pozbawiony kory pień ma obwód 322 cm , co szacunkowo pozwala ocenić, że tuż przed uschnięciem obwód sosny mógł wynosić ok.350-360 cm. Opisywana sosna jest drzewem strzelistym i tym bardziej godny uwagi wydaje się uzyskany przez nią obwód.
Można się tylko zastanawiać, co zadecydowało o tym, że właśnie to drzewo stało się dla prof.. Karpińskiego sztandarowym przykładem sosny rosnącej w Parku Narodowym, a nie na przykład , o wiele łatwiej dostępne, sosnowe kolosy z okolicy tzw. „Drogi Objazdowej”. Przecież dostępność drzewa w owym czasie (lata 20-te, czy 30-te XX w.) nie była bez znaczenia - sprzęt fotograficzny sporo ważył i był bardzo nieporęczny w noszeniu, a i chyba zapał, który nam – współczesnym tropicielom drzew towarzyszy, nie charakteryzował ówczesnych penetratorów Puszczy. My odsłownie wszędzie chcemy dotrzeć i wszystko wyniuchać. Pewnie, gdy w Puszczy zabraknie już niezmierzonych potężnych dębów czy innych olbrzymów, to za te drobniejsze z nie mniejsza pasją się weźmiemy i także im nie przepuścimy! A co się będziemy chrzanić – w sumie powiedzmy sobie szczerze, coś od życia nam się należy!
Ale wrócimy do sosny ze zdjęcia. Myślę, że przede wszystkim to drzewo jest znacznie wyższe i ma ładniejsza kolumnę pnia niż sosnowe kolosy przy „Drodze Objazdowej”, a w okresie swojej świetności musiało się prezentować wręcz rewelacyjnie, dlatego, dla prof. Karpińskiego, było znacznie lepszym przykładem sosny kolumnowej, z których przez wieki słynęła białowieska knieja, niż drzewa z tamtej części Parku Narodowego!
Korona drzew (2009r.) |
Dziś sosna faktycznie stoi w bardzo trudno, wręcz cholernie trudno, dostępnym miejscu, ale 60-70 lat temu w odległości 300 metrów od niej, przebiegał, dziś już na tym odcinku zarosły, jeden z głównych szlaków puszczańskich – tzw. „Droga Browska”, którą jak się można domyślić, profesor Karpiński czy ktoś z jego polecenia, podwiózł sobie do tej części parku – jakaś furmaneczką na przykład - sprzęt potrzebny do robienia zdjęć i pstryknął fotkę!
Kiedy stoi się pod takim drzewem fajnie jest przywołać przeszłość – zastanowić się, gdzie dokładnie stała osoba robiąca zdjęcie, kim był widoczny na zdjęciu, wyprostowany jak struna, stojący pod sosną, facet? Był – bo na pewno ziemski padół jakiś czas temu już opuścił, zresztą jak i sosna , pod która stoi!
W sumie troszkę się pod nią rozmarzyłem , ale bez przesady, w nostalgię nie podpadłem, łzawo nie było. Trochę tylko nosek zaszwankował, ale to od pyłku z kwiatuszków - szybko chusteczką go wytarłem. Sytuacja w zarodku została opanowana., Niagary noskowej nie było.
Był wieczór, słonko swoją pyzowatą mordkę za horyzontem chowało, czas było wracać. W "Zajeździe nad Stawami" już buteleczka dobrze schłodzonego kwasu chlebowego na mnie czekała, a i do kwasu flaczki z chlebkiem obowiązkowo zawsze zamówić wypada, żeby kiszeczki nie zapomniały co to znaczy być dobrze nafaszerowanym! Takie jest życie, że bez papu realizacja nawet najbardziej bezsensownych w odbiorze społecznym idei – np. takiej: porachowania i zmierzenia wszystkich grubaśnych drzewek w Puszczy Białowieskiej - już człowieka tak nie cieszy, pogody ducha mu nie zapewnia, a bywa, że i markotność wywołuje i zwieszenie nosa na kwintę powoduje, a jakby naturka nas ogonkiem takim jak u pieska obdarzyła, to nie wypadałoby nam nic innego zrobić jak go podkulić i żałośnie zawyć! (oprac.Tomasz Niechoda, zuberek1969@wp.pl)