Bóbr w naturalnym środowisku |
Bobry, które spotykamy teraz na każdym nawet najmniejszym cieku wodnym, ostatni raz były tak rozpowszechnione chyba w średniowieczu. Jednak nawet wówczas były obiektem szczególnej ochrony. W dobrach królewskich istniała nawet specjalna funkcja bobrownika, którego zadaniem była opieka nad żeremiami i ich mieszkańcami. Bobry bowiem dostarczały nie tylko cennych skór, które z powodzeniem zastępowały walutę, ale również tzw. stroju bobrowego (wydzieliny specjalnych gruczołów), który był powszechnie uznawany za lekarstwo pomagające na wiele schorzeń. Nie bez znaczenia był także fakt, że pokryty łuską ogon bobra można było spożywać w poście, gdyż przypominał rybę. Nic więc dziwnego, że liczba bobrów szybko spadała a ich wyginięciu nie zapobiegły nawet specjalne edykty królewskie nakładające kary na osoby zabijające bobry.
W połowie XIX wieku bobry żyły już tylko w kilku miejscach w Europie, najbliżej naszych dzisiejszych granic w dorzeczu Niemna i Prypeci. W okresie międzywojennym i tuż po drugiej wojnie światowej rozpoczęto w wielu krajach reintrodukcję tych zwierząt, sprowadzając je głównie znad Wołgi.
W Puszczy Białowieskiej bobry pojawiły się samorzutnie, wędrując wzdłuż Narewki i innych rzek biorących swój początek na Białorusi. Teraz spotykamy je już wszędzie i nikomu nie przyjdzie do głowy, że całkiem niedawno były tak rzadkie. Dzięki temu, że poluje się na nie sporadycznie (usuwa się jedynie osobniki powodujące poważne szkody), bobry przestały bać się człowieka. Na pewno z wielu z nas pamięta jeszcze bobra, który na początku lat 90-tych zamieszkał w żeremiu tuż za szkołą podstawową. Do dzisiaj mam przed oczami widok zwierzaka siedzącego na środku zamarzniętej rzeki a wokół niego wianuszek dzieci, które podtykały mu do ogryzania świeże gałązki wierzby. Od roku 2005 rodzina bobrowa znów mieszka w tym miejscu. Wiosną nad brzegiem rzeki i na moście można spotkać całe tłumy ludzi podpatrujące żerujące bobry. Sam spędziłem tam wiele godzin z aparatem i aby ułatwić sobie zadanie wrzucałem do wody gałęzie wierzby i czeremchy. Przynętę umieszczałem jak najbliżej brzegu i czasami bobry były tak blisko, że nie byłem w stanie ustawić ostrości. Któregoś dnia młody bóbr wyszedł na brzeg bardzo blisko miejsca gdzie siedziałem zaczajony z aparatem, przeszedł obok mnie dosłownie na wyciągniecie ręki i zaczął ścinać gałęzie tuż za moimi plecami. Nie zareagował nawet wówczas kiedy obróciłem się w jego stronę. W czasach kiedy na bobry polowano taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. (oprac. i zdjęcia: Karol Zub)